Z astrologicznego punktu widzenia – energia to moja domena. Pierwszy ognisty znak kardynalny. Ale to, co było dziś we mnie, przekroczyło wszelkie granice astralnej przyzwoitości. Biegłam jak wicher. Jak dzikie dziecko dzielnych Indian. Biegłam, jakbym chciała tym biegiem zabić wszystkich moich wrogów. Byłam żelaznym mechanizmem rytmicznie uginających się kolan, szczękiem stawów, ściskiem ścięgien. Byłam kulą ognia, kulistym piorunem, ognistym ptakiem. Wyprzedziłam siebie już przebiegając przez aleję, stałam się swoim własnym przeciwnikiem, walczącym aż do słonego smaku krwi w ustach.
To naprawdę nie jest w moim stylu.