Miałam nad ranem sen, że przykładałam zdziwione swoje ucho do gorącej piersi i z szaleńczym zdumieniem słuchałam, jak tam w człowieku bije życie. To trwało dłuższą chwilę, a moje oczy z szeroko rozwartych zwężały się powoli, bo powieki otulały je coraz czulej aż do zamknięcia objęcia. Jakbym jeszcze czuła ciepło na swoim lewym policzku.
Szłam krok za krokiem po niekończących się tatrzańskich schodach i co drugi kamienny stopień przybierał kształt serca. Śmiałam się na głos, kiedy pomidorowa w kolorze i istocie passata ułożyła się się w lipcową dla mnie walentynkę. Podpaliłam pomidory papryką i pomieszałam. Wiem, że coś się dzieje. Kto tam jest?
Amazing post, dear! And I love your blog:)
http://www.bloglovin.com/blog/3880191
Well, thanks.