Jest połowa marca 2020 roku. Do Polski trafił już tajemniczy Covid-19, zamykane są kolejne sektory przemysłu i usług, kolej wstrzymuje pociągi, przerażeni obywatele nie wychodzą z domu.
Tymczasem ja bez wahania robię przelew na 5 999 złotych. Czekałam dziewięć miesięcy na ten moment i nareszcie jest.
Parę dni później, z twarzą zasłoniętą chustą, odbieram mojego wymarzonego Krossa Eskera 6.0, rocznik 2020.
Kross Esker 6.0 – gravel przygodowy
Wiedziałam już dużo wcześniej, że nie tylko wirus sprawi, że kupno tego roweru będzie utrudnione. Od momentu premiery w 2019 roku, Esker 6.0 uchodzi za nad wyraz udaną i opłacalną pod względem osprzętowym konstrukcję Krossa i szybko znika ze sklepów. W recenzjach i filmach na rowerowym Youtube zbiera właściwie tylko pozytywne opinie, a przy tym zdaje się idealnie spełniać moje wymagania co do bliskiego świata MTB, wytrzymałego i wygodnego gravela, którego zdecydowanie żywiołem będzie las, a nie asfalt.
Również w 2019 roku Shimano prezentuje swój specjalnie dedykowany gravelom napęd – GRX. Dotychczas rowery szutrowe, wyposażone w napęd od Shimano, korzystały z rozwiązań szosowych i pierwsza generacja Eskerów 6.0 oparta była na Shimano 105. GRX ma poprawiać napięcie łańcucha i oferować bardziej przydatne w terenie miękkie przełożenia. Wstrzymałam się z zakupem Eskera w 2019, bo spodziewałam się, że Kross zaserwuje GRXa w topowej wówczas wersji Eskera na rok 2020 (karbonowy Esker 7.0 pojawił się dopiero w 2021). Nie zawiodłam się!
Kross Esker 6.0 – specyfikacja
Pełną specyfikację i szczegółową geometrię ramy znajdziecie na stronie Krossa (podaję dla modelu 2020).
Esker 6.0 to członek pięcioosobowej rodziny Eskerów i najwyższy model na aluminiowej ramie, jako jedyny wyposażony w karbonowy widelec. Oprócz niego znajdziecie u Krossa w pełni aluminiowe modele 1.0 i 2.0, Eskera 4.0 ze stali oraz karbonowego Eskera 7.0. Esker ma geometrię z wysoką główką, co sprawia, że pozycja na nim jest wygodna, a nie pochylona i wyścigowa.
Przewody są poprowadzone wewnątrz ramy, charakterystyczne bardzo krótkie linki to pomysł Krossa i chyba wszystkie Eskery takie mają – mnie to nie sprawia problemów. Zwróćcie uwagę na kompletnie niewidoczne spoiny. Kross nieźle zamaskował fakt, że to rama z amelinum!
Napęd to Shimano GRX 2×11 i tutaj pojawia się pewien, właściwie jedyny, jaki mam z Eskerem, problem… W 2020 Kross złożył Eskery 6.0 wykorzystując tylną przerzutkę GRXa dedykowaną napędowi 1×11 (GRX RX812 zamiast RX810). Przerzutki różnią się od siebie wizualnie, ale zapewnie nikt by tego nie sprawdzał, gdyby nie fakt, że włożenie na tył przerzutki dedykowanej jednemu blatowi do korby z dwoma blatami prawdopodobnie sprawia, że bywają problemy z wrzucaniem skrajnych biegów. Ten bug został naprawiony w generacji 2021, modele z 2020 można było reklamować, natomiast ja… olałam sprawsko. Żyćko!
Nie pytajcie mnie o wrażenia w porównaniu z napędami szosowymi, bo nie mam i nie chcę mieć żadnych doświadczeń z szosą! Mogę tylko potwierdzić, że jazda w terenie z GRXem niczym nie różni się od jazdy na napędach MTB, łańcuch nie zwraca na siebie uwagi, a sprzęgło rodem z kolarstwa górskiego trzyma wszystko w ryzach.
Dodatkową zaletą dla mnie jest miękkość przełożeń. Z przodu kręcą się blaty 46 i 30 zębów, z tyłu kaseta ma rozpiętość 11-34T. Podjeżdżanie na tym rowerze to czysta przyjemność. Nie zamierzam hodować masy mięśniowej i nie zależy mi na prędkościach, dlatego tak skonfigurowany napęd spełnia moje oczekiwania w 100%. Uwielbiam moje dwa blaty i nie zamieniłabym ich na napęd 1×11 (GRX 2×11 był koniecznym warunkiem do spełnienia przez mojego gravela), choć biorąc pod uwagę przerzutkę Eskera, nic nie stoi na przeszkodzie ku tej modyfikacji 😉
Hamulce to również GRX, hydrauliczne, o wielkości tarczy 160 mm. Ponieważ przeganiam mojego Eskera po naprawdę górskich szlakach, to na przykład na Rysiance i Hali Redykalnej w Beskidzie Żywieckim hamulce miały pole do popisu.
Kierownica jest szeroka i wyposażona w porządną flarę – rozgięcie charakterystyczne dla graveli. Im szersza kierownica, tym lepsza kontrola nad rowerem w terenie. Zwracają uwagę duże klamkomanetki GRX, mające zapewniać stabilniejszy chwyt niż np. szosowe 105. Owijka Fizik jest elementem specyfikacji i nie mam do niej zastrzeń, choć pewnie kiedyś z ciekawości wypróbuję inne owijki.
Jeżdżę z wysokim ustawieniem i czterema podkładkami pod mostkiem, ale możecie usunąć podkładki i mostek przewrócić na rewers, by uzyskać bardziej pochyloną pozycję.
Rower toczy się na kołach z obręczami DT Swiss R500, piastach Shimano Tiagra i wyposażonych w pożądane przez tłumy sztywne osie. Nie mam pojęcia, co dają sztywne osie, ale wszyscy twierdzą, że należy je mieć. Być może dla prestiżu*.
Opony to WTB Riddler 37 mm z najmodniejszym od paru sezonów tanwallem. Czy kupiłabym ten rower, gdyby nie był czarny i nie miał opon z jasnym bokiem? Być może NIE. Jestem maniaczką skinwalli od 2011 i czasów mojego starego Rometa Waganta z oponami tego typu produkcji Stomil Olsztyn – a więc kochałam to długo przed tym, jak ponownie stało się modne. Bieżnik Riddlerów jest w miarę uniwersalny, choć moim zdaniem przesunięty w stronę terenowego: świetnie trzyma się w lesie, w błocie i nawet na jurajskich piachach, natomiast na asfalcie nie jest jakoś szalenie szybki. Polubiłam jednak bardzo te opony i nie zamierzam wymieniać.
Jak przystało na dzielnego włóczęgę, Esker 6.0 jest wyposażony w 3 miejsca do zamocowania koszyków na bidon (jeden pod ramą), możliwość zamocowania bagażnika i błotników oraz przykręcenia małej torby na górnej rurze. W ramie jest jeszcze sporo miejsca na włożenie większych opon niż 37 mm.
Siodło w oryginale to WTB Volt, kolorystycznie zgrane z grafitowymi zdobieniami ramy, ja jednak wymieniłam je na damskie WTB Koda o szerokości 150 mm. Gdyby się dało kupić w Polsce jeszcze szerszą Kodę, wstawiłabym ją bez wahania. Koda to przyjemnie krótkie, całkiem wygodne siodło przede wszystkim w przystępnej cenie – kosztuje około 130-150 zł i polubiłam się z nim na tyle, że drugą Kodę wstawiłam do mojego hardtaila Rose Count Solo. Wspornik siodła Eskera jest oczywiście w tej cenie jeszcze aluminiowy.
Esker sprzedawany jest bez pedałów, a ja – ku zgorszeniu wszystkich – z radością jeżdżę na platformach i zdecydowanie odmawiam przesiadania się na pedały wpinane. I co mi zrobicie?
*Zgrywam się. TO JEST ŻART. Sztywne osie zapewniają większą sztywność kół i całego roweru, ułatwiają poprawne umieszczenie tarczy hamulcowej w zacisku i są też standardem dla lepszych kół, gdyby ktoś chciał je w tym rowerze wymieniać – tyle teorii, bo w praktyce na pewno nie zauważyłabym różnicy w trakcie jazdy.
Kross Esker 6.0 – wrażenia z jazdy po roku
Właściwie każdego miesiąca dostaję wiadomości z pytaniem, czy jestem zadowolona z zakupu Eskera i jak się na nim jeździ. Piszę ten post głównie po to, by nie musieć się powtarzać za każdym razem:
Sporo ludzi pyta mnie, a czasem wręcz natarczywie żąda uzasadnienia faktu istnienia graveli i wytłumaczenia ich fenomenu. Sama z początku byłam nieufna: to bardzo drogie rowery, niby do wszystkiego, więc być może do niczego, promowane nachalnie i wyskakujące nawet z lodówki. Może to fejk?
Jedyny sposób, by się do graveli przekonać, to przejechać się na jednym z nich. Nie ma sensu tłumaczyć, najlepiej obserwować, jak sceptykowi wsadzonemu na dowolny model gravela zaczynają błyszczeć oczy, jak się zaczyna szczerzyć i jaką ewidentną frajdę sprawia ten typ roweru dzięki swojej (stosunkowej) lekkości, zwinności i wygodzie jazdy.
Kross Esker towarzyszy mi na tripach, gdzie spora część nawierzchni to asfalt, ale nic nie przeszkadza mi z nim przejechać właściwie każdy leśny szlak i nawierzchnię, poza rockgardenami. Szeroka opona amortyzuje nierówności, zapewnia stabilność, rama i pozycja jest wygodna i nie pochylona nadmiarnie, kierownica typu baranek sprzyja długim dystansom. Kross Esker jest do wszystkiego, ale to po prostu oznacza: brak ograniczeń. W tym rodzaju rowerowej turystyki z zacięciem terenowo-długodystansowym nie zastanawiam się właściwie, czy mogę gdzieś wjechać Eskerem, a jak się zdarzy konieczność niesienia roweru, to tym łatwiej jest nosić lekkiego gravela niż ciężki rower górski!
Po roku bezlitosnego tłuczenia, wożenia pociągiem, surowego traktowania i 3 000 km w Eskerze nic się nie zepsuło i pozostaje jedynie żałować, że jeżdżenie trailowe & enduro kradnie mi czas, który mogłabym poświęcić gravelowi.
Poniżej znajdziecie galerię z wycieczek, a jeśli będziecie mieli to ogromne szczęście, że w 2021 roku znajdziecie jakiś dostępny egzemplarz Eskera w sklepie – to na bogów, kupcie go, bo nawet jak Wam się znudzi, to bez problemu odsprzedacie to cudeńko z zyskiem 😉