Koniec świata jest bliski: kupiłam sportowe obuwie sportowej firmy w prawdziwym sportowym sklepie. Paraduję przed lustrem w nowych adidasach, wpada na wpół nagi, zmachany seriami pompek brat, ogląda z uznaniem moje nowe rękawiczki na rower, grzebie w lodówce w poszukiwaniu tuńczyka (białko! białko!), matka miesza z rezygnacją w garnku i mówi: „Czy wy oszaleliście z tym sportem? Czuję się jak na jakimś zgrupowaniu!”
Ona nie nadąża. A nam się chce. To jest to, co najważniejsze: nam się chce. Zmiany są dobre, zmiany pociągają zmiany, a ruch napędza wszystko.
Coś, co jest w ruchu, nie może zamarznąć. Ruszajcie się więc, nie zatrzymujcie się.