Koniec października uraczył nas rekordowo wysokimi temperaturami. W tym czasie eksplorowałam nowe dla mnie słowackie pasmo: Góry Czerchowskie. Kiedy szukałam informacji w Internecie na ich temat, urzekła mnie w nich przede wszystkim pustka – Góry Czerchowskie to łagodne grzbiety nieczęsto odwiedzane przez turystów. Zajrzyjcie między innymi do wpisów Kuźni Podróży, którzy zrobili wspaniałą majową pętlę z namiotem po tym paśmie.
Čergov i Góry Czerchowskie
Jeśli czytaliście wpis o Minčole, to już wiecie, że Góry Czerchowskie sąsiadują z naszym Beskidem Sądeckim, Górami Lewockimi i Pogórzem Ondawskim. Zaczęłam od ich najwyższego szczytu – Minčola – z którego roztacza się obłędna panorama o zakresie 360 stopni. Drugiego dnia planowałam zdobyć szczyt drugi pod względem wysokości: Vel’ką Javorinę, a po sąsiedzku odwiedzić też szczyt Čergov, od którego całe pasmo wzięło swoją słowacką nazwę. Trasę i miejsce do pozostawienia samochodu podpatrzyłam na blogu My Na Szlaku. Zmodyfikowałam tylko nieco szlak powrotny, by nie schodzić w dół asfaltem.
Start – skrzyżowanie szlaków w Hertniku
Tego dnia wyruszam z Hańczowej, gdzie nocowałam, i przejeżdzam granicę w Koniecznej. Mniej więcej od tego momentu znowu tonę we mgle, ale po wczorajszych inwersjach już mnie to nie martwi. Przejeżdzam Bardejov i parkuję samochód we wsi Hertnik, koło boiska sportowego. Nie ma tu wyznaczonego parkingu, ale krzyżują się oba szlaki, które zamierzam przejść. Postanawiam porzucić tu Misię na cały dzień.
W górę wspinam się żółtym szlakiem, by najpierw zdobyć Veľką Javorinę. Znowu wyruszam dość późno, tuż przed południem, a w dodatku zaczyna mnie męczyć alergia skórna. Bąble na stopach szybko redukują tempo mojego marszu.
Początkowo wspinam się oczywiście we mgle. Jestem zupełnie sama w wilgotnym, wytłumionym na głucho lesie. Jestem zachwycona tą drastyczną odmianą od zatłoczonych szlaków beskidzkich!
Chochulka – skrzyżowanie szlaków
Wreszcie około 900 m n.p.m. wychodzę z mgieł na słońce. Nad głową mam niebieskie niebo i piękne światło słoneczne, a pode mną jęzory mgieł liżą zalesione zbocza gór. Szlak żółty wznosi się wysoko trawersem nad dnem doliny Veskiego Potoku. Na skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym jest szansa zdobyć jeszcze Bukovy Vrch (1019 m n.p.m.), ale tego dnia nie mam siły nawet na dodatkowe pół godziny podejścia.
Odbijam na czerwony szlak przez Priehybky na Chochulkę. W nasłonecznionym miejscu siadam, by zjeść lunch, ciesząc się słońcem i widokiem na strome, lesiste ściany doliny. Jak się domyślam, sąsiednim grzbietem wiedzie zielony szlak, którym będę schodzić. Ucinam sobie jeszcze drzemkę na uroczej łące, nieco poniżej Chochulki.
Na Chochulce krzyżują się szlaki niebieski i czerwony. Dopiero tam spotykam pierwszych tego dnia wędrowców, a była już 14:00! Góry Czerchowskie naprawdę nie są zatłoczone i oby tak pozostało jak najdłużej. Mija mnie też paru rowerzystów, tak jak ja w drodze niebieskim szlakiem na Veľką Javorinę.
Veľká Javorina (1098 m)
Veľká Javorina, drugi co do wielkości szczyt Gór Czerchowskich, jest nieco zalesiona, ale wciąż oferuje widok na Tatry Wysokie. Przepiękny jest tez fragment niebieskiego szlaku z Chochulki na jej szczyt. Widoki na obie strony grzbietu są wspaniałe, a tym razem jeszcze okraszone suto piękną jesienną inwersją.
Ja jednak jestem już mocno obolała, więc smutno piję herbatę na szczycie Javoriny i odwlekam moment zejścia. W końcu ruszam i dopiero po chwili orientuję się, że… w nocy zmieniliśmy czas. Słońce zajdzie o godzinę wcześniej, niż wczoraj!
Jest 15:30, do zachodu została mi równo godzina. Mimo opuchniętych stóp, dostaję zastrzyk energii, bo w dół do samochodu mam jeszcze ponad dwie godziny drogi! Szybko wracam niebieskim szlakiem na Chochulkę, a stamtąd ruszam dalej na Čergov. Droga jest przyjemna, mogę podziwiać jeszcze słońce zachodzące nad Tatrami.
Čergov (1050 m n.p.m.), trzeci co do wysokości szczyt, osiągam łatwo – od tej pory będę już głównie schodzić do Hertnika. Na szczycie znajdziecie krzyż, ławki i tablice edukacyjne.
Zejście z przełęczy Čergov zielonym szlakiem
Po niedługim czasie napotykam kolejną drewnianą chatkę, Čergovčankę, otoczoną stolikami i dziwacznymi rzeźbami z drewna. Jest zamknięta, ale pewnie tak jak w przypadku utulni pod Minčolem, można uzyskać klucz u jej opiekunów. Docieram w końcu na przełęcz Čergov, gdzie odbijam na szlak zielony.
Alternatywnie, można schodzić asfaltem dnem doliny potoku Veskiego. To droga minimalnie dłuższa, więc kusi mnie zielony szlak grzbietowy przez Strakov, by jak najszybciej znaleźć się przy samochodzie. Potem trochę będę żałować, że nie zdecydowałam się jednak na asfalt…
Mniej więcej w momencie, kiedy rezygnuję z odbicia na asfaltową drogę, zapada zmrok i zakładam czołówkę. Nie boję się ciemności, ale znowu jestem kompletnie sama na szlaku i nie chcę nadziać się na niedźwiedzia lub tego wilka, którego widziałam na zdjęciu we wpisie Groszków z Kuźni Podróży. Wybieram więc jedyną znaną mi broń na dzikie zwierzęta: śpiewam całą drogę, od zapadnięcia zmierzchu do samochodu, przez godzinę. Cieszcie się, że Was tam ze mną nie było.
Małe przygody w wielkich ciemnościach
Szlak zielony jest dobrze oznaczony i nawet w gęstej mgle łatwo się nim poruszam. Do czasu, kiedy tuż przed Hertnikiem szlak wychodzi na płaską łąkę. Droga leśna, którą się poruszałam, znika, a ja ląduję w kubku z mlekiem. Którędy teraz? Zgaduję drogę po wygnieceniach trawy, ale natrafiam nagle na siatkę ogrodzenia. Wiem dobrze, że jestem przy domach, ale jak dostać się do parkingu?!
Tutaj właśnie przekonuję się na własnej skórze, dlaczego nie warto w ciemnościach wybierać się na nieznany sobie szlak 🙂 Co rusz natrafiam na ogrodzenia domów i działek, a ścieżki nie widzę. Wiem, że jestem zupełnie niedaleko samochodu, więc nie panikuję i ostatecznie postanawiam iść wzdłuż jednego z płotów, mniej więcej zgodnie ze wskazaniami nawigacji. Uff! Wydostaję się z czyjejś działki z domkiem letniskowym na szlak. Potem jeszcze mała zmiana przebiegu szlaku w stosunku do mapy, widocznie z powodu kolejnego ogrodzenia, i już mogę po prowizorycznym mostku z desek przedostać się przez potok do zaparkowanego auta.
Gdybym schodziła drogą asfaltową biegnącą przez dolinę potoku, nie musiałabym tak kluczyć na koniec. A gdybym nie zapomniała o zmianie czasu, nie musiałabym schodzić po ciemku! Szczęśliwa, że przygoda zakończyła się dobrze, wsiadam do auta i podkręcam ogrzewanie.
Jeszcze tylko przeprawa przez zamglony Bardejov do Hańczowej i nareszcie mogę rozmasować obolałe ciało. Następnego dnia niestety już nie dam rady maszerować. Ale i tak przez dwa dni Góry Czerchowskie oczarowały mnie na maksa!
Jeśli chcecie na bieżąco śledzić moje aktywności, wpadajcie na moją Stravę:
Zobacz też:
Świetna trasa i tereny tak malownicze, że aż podeszwy stóp świerzbią…
Nie mogę się doczekać, aż odwiedzę to miejsce dzięki Twoim konkretnym wskazówkom.
Góry Czerchowskie podbiły moje serce na maksa! Masz już konkretny plan na wyjazd? 🙂