Ten cel wędrówki miałam na oku od dawna! Veterný Vrch, czyli jak pięknie tłumaczy Józef Nyka – Wiaterny Wierch – z charakterystycznym drewnianym misiem na szczycie przyciągał mnie jak magnes. W końcu wykorzystałam piękny październikowy dzień na odwiedziny!
Veterný Vrch i Magura Spiska
Veterný Vrch, po polsku Wietrzny Wierch lub Wiaterny Wierch, to szczyt o wysokości 1111 m n.p.m . niedaleko polskiej granicy ze Słowacją. Należy do pasma górskiego Magura Spiska, sąsiadującego z Pieninami, Tatrami Bielskimi i Górami Lewockimi. Jest lesisty, ale wichury powaliły część drzew, dzięki czemu ze szczytu obecnie rozciąga się niesamowita panorama na cztery strony świata. W 2016 postawiono tam charakterystyczną rzeźbę niedźwiedzia trzymającego słowacką flagę – miś jest absolutnie fotogeniczny. Stoi tak, że przy dobrej pogodzie za jego plecami rozciąga się panorama na Tatry Wysokie!
Na Wiaterny Wierch (takiej nazwy będę pewnie używać najczęściej) można wejść od strony Pienin z Wielkiego Lipnika (Veľký Lipník), albo od południowego wschodu, z miejscowości uzdrowiskowej Vyšné Ružbachy (po polsku Drużbaki Wyżne, pozwolę sobie posługiwać się potoczną nazwą Rużbachy). Ja wybrałam tę drugą opcję.
Start – Vyšné Ružbachy
Na parkingu pojawiam się w niedzielny, słoneczny poranek. Otaczają mnie przepiękne, rdzawo-złote lasy i pastwiska, na których jeszcze pobrzękują dzwoneczki owiec. Parkuję przy wyjątkowym, małym parku rzeźb na wolnym powietrzu – w jesiennej aurze dzieła z lokalnego trawertynu robią wrażenie!
Na początku kieruję się między domami do centrum miejscowości, by zobaczyć słynne kupele – Rużbachy (Drużbaki) słyną z wody termalnej, której temperatura dochodzi nawet do 33 stopni.
Dołączam do nielicznych spacerowiczów, podziwiających łaźnie oraz naturalne jeziorko trawertynowe o nazwie Krater. Kiedyś nie wolno było się w nim kąpać, obecnie można to uczynić i mimo chłodnej temperatury wody, kilkoro Słowaków w czapkach na głowach chętnie się w nim zanurza. Ja odpuszczam kąpiel, ale miejsce jest urocze!
Szlak czerwony na Veterný Vrch
Przechodzę wzdłuż ciekawej drewnianej zabudowy i łapię czerwony szlak, który wyprowadza mnie powoli do lasu. Tego dnia powietrze ma temperaturę blisko 20 stopni, więc początkowe podejście szybko mnie męczy i rozleniwia. Pierwszy przystanek robię pod wyciągiem narciarskim, z widokiem na okolicę. Jak się potem okaże, to będzie bardzo leniwy spacer – i dobrze!
Czerwony wspina się lasem na grzbiet, ale powoli zaczynają się już coraz piękniejsze pejzaże. Po mojej lewej ręce między chmurami migają szczyty Tatr. Przy dobrej widoczności widok musi być niesamowity! Po prawej, a czasem przede mną, ukazują się co jakiś czas Góry Leluchowskie oraz nasz polski Beskid Sądecki, z charakterystycznym masztem Przehyby i wieżą na Radziejowej.
Spacer przez grzbiet jest już łagodniejszy. Po drodze mijam zaledwie kilkoro turystów, więc jestem po prostu w niebie 🙂 Tłoczniej robi się dopiero na szczycie Wiaternego, czyli przy rzeźbie misia ze słowacką flagą. Każdy chce mieć z nim zdjęcie!
Widoki ze szczytu są przepiękne. Widać nasze Trzy Korony oraz ciężką sylwetę Tatr, ale te ostatnie szybko kryją się kompletnie w chmurze. Mnie to nie przeszkadza, cieszy mnie cała panorama ze szczytu. Proszę napotkanych Polaków o fotkę z misiem, a potem zjadam lunch na szczycie. Planowałam jeszcze drzemkę na ławeczce, ale kolejna grupa już szturmowała misia, więc warunków nie było.
Zejście zielonym na Plontaną
Do zejścia zmotywował mnie dopiero chłód, który koło 14:00 nadciągnął z chmurami. Wejście czerwonym szlakiem, łącznie ze wszystkimi postojami i drzemką na sianie, zabrało mi 2 godziny i 15 minut, więc wycieczka nie jest męcząca. Widoki są warte zachodu!
Postanawiam na zejściu wybrać inny wariant – kombinację szlaków zielonego, niebieskiego i żółtego. Początkowo zielonym schodzę na sąsiedni szczyt Magury Spiskiej, czyli Plontaną. Tutaj okazuje się, że zielony podążą starą asfaltową drogą i jednocześnie stanowi rowerowy dojazd pod szczyt Wiaternego. Pod górę pewnie by mnie nudził, ale w dół wygodnie schodzi się po asfalcie, zwłaszcza że kroczę pod baldachimem cudownych rudych buków.
Szlak niebieski i żółty do uzdrowiska
W ten sposób dochodzę do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim pieszym, na który przeskakuję i okrążam szczyt o nazwie Zbójnicki Stół. Szlak opada łagodnie, miejscami również oferując widok na Tatry. Na kolejnym skrzyżowaniu zmieniam szlak na żółty, zgadując, że będzie oferował nieco lepsze krajobrazy. Niebieski szlak skręca powiem na drugą stronę wzgórze. Czasowo do Wyżnych Drużbaków wychodzi tak samo: około 50 minut.
Nie pomyliłam się – żółty szlak przeprowadza przez piękną polanę z widokiem na Tatry! Można także odbić na ścieżkę spacerową i zobaczyć Jaskinię v Cube. Trochę mnie kusiło, ale jednak lenistwo wygrało: zamiast zwiedzania jaskini ucinam kolejną drzemkę na ławeczce.
Polana musi wyglądać spektakularnie przy dobrej widoczności. Niestety od 14:00 Tatry są schowane w ciemnej chmurze, więc tylko zgaduję, jak to musi wyglądać. Nie martwi mnie to, bo to tylko świetny powód, żeby tutaj wrócić!
W końcu między domami wyskakuję w pobliżu czerwonego szlaku, gdzie zaczęłam wędrówkę. Kusi mnie jeszcze, by w drodze powrotnej zahaczyć o Lesnicke Sedlo w Wielkim Lipniku, by obejrzeć zachód słońca z Wysokiego Wierchu, ale jestem bardzo głodna. To drugi dzień mojego zwiedzania Słowacji, a ostatni ciepły posiłek zjadłam w domu. Wygrywa więc wizja przytulnej karczmy w Białce Tatrzańskiej, gdzie nocuję (dojazd przez Jurgów trwa około 55 minut), a na mój ukochany Wysoki Wierch wpadnę innym razem. Oby szybko!
Zobacz też:
Bajeczka! Super – zapisany. Zaraz siądę nad mapami i sobie jakiś fajny szlak tam wytyczę