Kiedy w połowie października stałam na Wielkim Rozsutcu, oczarowana fenomenalnym zachodem słońca, wbijałam wzrok w piramidę widoczną na horyzoncie. Wielki Chocz. Tego roku już drugi raz kręciłam się wokół niego, najpierw jeszcze w sierpniu, przejeżdzając przez leżący u jego stóp Dolny Kubin, a potem wspinając się na przełęcz Vrchvarta i zjeżdżając Doliną Luczańską do Beszeniowej.
Jaka była więc moja radość, kiedy ostatniego dnia października, stojąc z rowerem u stóp Lubonia Wielkiego ze świetnymi trasami enduro, odczytałam wiadomość: „Jedno miejsce w samochodzie na wycieczkę na Wielki Chocz, jutro, ktoś chce?”
Powiedzieć, że chciałam, to jakby nic nie powiedzieć!
Góry Choczańskie – w cieniu wielkich Tatr
Kiedy przekroczymy naszą południową granicę ze Słowacją, otwiera się przed nami bogactwo przepięknych pagórów, stłoczonych na niewielkiej przestrzeni. Tuż za przejściem granicznym w Chyżnem, które przekraczaliśmy, możecie wybierać sobie między Pogórzem Orawskim, Małą i Wielką Fatrą albo właśnie Górami Choczańskimi. To sąsiadujące z Tatrami Zachodnimi pasmo zazwyczaj pozostaje w cieniu wyższych kolegów, ale chyba niepotrzebnie. Wędrówka na Chocz może być tak samo rozkoszna!
Pasmo Gór Choczańskich dzieli się na trzy grupy rozdzielone dolinami. Najsłynniejszy to oczywiście masyw Wielkiego Chocza, najwyższy szczyt pasma, położony najbardziej na zachodzie. Na wschód od Chocza leżą Sielnickie Wierchy, oddzielone od niego Doliną Luczańską, a te z kolei od najbardziej wysuniętego na wschód ku Tatrom Zachodnim Prosiecznego oddziela Dolina Sesterska.
Celem naszej czteroosobowej drużyny stał się sam Chocz.
Start – Jasenová
Jeszcze w samochodzie, rankiem 1 listopada, trwały obrady, skąd wystartować na szczyt. Paula, Marianka i ja nie byłyśmy jeszcze nigdy na Choczu, Adam z kolei nie pamiętał, którym szlakiem wchodził. Ostatecznie postanowiliśmy wyruszyć na szlak czerwony z miejscowości Jasenová, ze szczytu zejść fragmentem zielonego, a potem wrócić do miejsca startu. Droga z Krakowa minęła nam nadzwyczaj szybko, widocznie wszyscy zrezygnowali z dalszych podróży na rzecz odwiedzania grobów.
Poczciwą skodę porzuciliśmy zatem na dziko w zatoczce pod wiaduktem w Jasenovej niedaleko przystanku autobusowego, a sami zaczęliśmy wspinaczkę w pierwszych promieniach listopadowego słońca. Minęliśmy ostatnie pola i domy i wkrótce zanurzyliśmy się w strzelisty świerkowy las.
Decydowaliśmy pomiędzy startem z Jasenovej i niebieskim szlakiem z miejscowości Valaska Dubova, skąd biegnie najkrótsza trasa na Chocz (niewiele ponad 4 km). Z Jasenovej lub położonego po sąsiedzku Wyżnego Kubina trasa liczy około 6 km, podobnie ze wsi Lúčky, znajdującej się po wschodniej stronie masywu Chocza. Najdłuższy spacer na Chocz można sobie zrobić z Likavki, wsi przylegającej bezpośrednio do miasta.
Decydowaliśmy pomiędzy startem z Jasenovej i niebieskim szlakiem z miejscowości Valaska Dubova, skąd biegnie najkrótsza trasa na Chocz (niewiele ponad 4 km). Z Jasenovej lub położonego po sąsiedzku Vyšnego Kubína trasa liczy około 6 km, podobnie ze wsi Lúčky, znajdującej się po wschodniej stronie masywu Chocza. Najdłuższy spacer na Chocz można sobie zrobić z Likavki, wsi przylegającej bezpośrednio do miasta Ružomberok (ponad 10 km). To może niewielkie odległości, ale po drodze zdobywa się aż 1 kilometr w pionie!
Nastromienie terenu szybko dało o sobie znać. Szlak zaczął piąć się stromo w górę po skalistych stopniach. Po tym odcinku w końcu między drzewami zaczęły ukazywać się widoki na okolicę – między innymi na odwiedzony przeze mnie zaledwie dwa tygodnie wcześniej Wielki Rozsutec.
Ponieważ mieliśmy zapas czasu, to kiedy drzewa rozstąpiły się, ukazując nam rozległą polanę na wysokości mniej więcej 1000 m n.p.m., postanowiliśmy skorzystać z przebłysków słońca i odpocząć. Przed nami szlak znowu zakręcał ostro w górę.
Największą zaletą szlaku z Jasenovej były zupełne pustki, o czym przekonaliśmy się w momencie skrzyżowania z niebieskim szlakiem z Valaski Dubovej. W ciągu naszego leniwego podejścia czerwonym szlakiem minęło nas zaledwie dwóch wędrowców, a szlakiem niebieskim prosto w górę rżnęły tłumy rozgadanych Słowaków. To był strzał w dziesiątkę! Mieliśmy absolutnie magiczny, pierwotny las na zboczach Chocza cały dla siebie.
Drapac i skrzyżowanie szlaków
Innych turystów spotkaliśmy na krótkim, dojściowym łączniku pomiędzy niebieskim a czerwonym. To zimowa droga na Chocz, łatwiejsza, o czym mieliśmy się niedługo przekonać. Tymczasem jeszcze raz leniwie rozłożyliśmy się pokotem na łące, wygrzewając w bladym listopadowym słońcu.
Potem już w towarzystwie innych turystów zaczęliśmy ostatni fragment wspinaczki czerwonym szlakiem na Chocz. To znowu stromy odcinek, w dodatku z końcowym fragmentem ubezpieczonym łańcuchami. Łańcuchy pewnie przydają się zimą i w śniegu, nam na szczęście nie były jeszcze tak potrzebne. Wokół nas natomiast rozciągała się już niesamowita, niczym nie przesłonięta, szeroka panorama z tego samotnego grzbietu.
Końcowy odcinek to wąska ścieżka wśród kosówki. Sam szczyt jest skalisty, częściowo porośnięty kosodrzewiną. Roztacza się z niego panorama na Tatry Zachodnie, Niżne Tatry, Wielką i Małą Fatrę, a nawet masyw Babiej Góry na północy. Warto!
Hotel Chocz na finisz
Na szczycie spędziliśmy nieco czasu, szarpani wiatrem. Trudno było odejść z tego baśniowego miejsca. W końcu jednak zaczęliśmy powolne schodzenie, dla urozmaicenia wybierając szlak zielony, letni. Na nim nie znajdziecie łańcuchów, jest to jednak bardzo strome, skaliste podejście, wymagające sporo sił w górę, a koncentracji przy schodzeniu. Zdecydowanie wybór szlaku czerwonego na podejście na szczyt, a zielonego do zejścia okazał się trafiony.
Naszym celem – poza trzecim popasem połączonym z zaparzeniem kawy – było też odwiedzenie Hotelu Chocz. Dziewczyny rozmawiały o nim od rana, ja natomiast nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Jeśli też jeszcze o nim nie słyszeliście, to pewnie zepsuję Wam niespodziankę: dumny Hotel Chocz to drewniana pasterska chatka, przerobiona na proste turystyczne schronienie z paleniskiem i kilkoma legowiskami. Chata pobudza do snucia planów i fantazji, zwłaszcza, gdy staniecie plecami do niej – stoi bowiem na bajkowej wprost łące, rozciągającej się u stóp Chocza. Wschód słońca nad tą równią musi być nieziemski…
Nas jednak nie czekał wschód, a zachód słońca, ruszyliśmy zatem w drogę szlakiem zielonym do Drapáča (wys. 1147 m n.p.m.), na którym znajduje się skrzyżowanie ze znanym nam już szlakiem czerwonym, który wraz ze zniknięciem słońca za horyzontem wyprowadził nas z powrotem do Jasenovej. Idealnie, czołówki nie były potrzebne!
Wielki Chocz – dumny samotnik
Nie przegapicie go, jeśli znajdziecie się w jego okolicy. Góruje nad Dolnym Kubinem i dumnie przeciwstawia się słynniejszym sąsiadom: Tatrom, Małej i Wielkiej Fatrze, otaczającym go ściśle. To jest właśnie najpiękniejsze w Choczu – ta 360-stopniowa panorama z jego szczytu na wszystkie wspaniałości dookoła. Choć zdobycie tego hardego szczytu wymaga pokonania około tysiąca metrów pionie, to na pewno warto.
Teraz marzę o odwiedzeniu go we wszystkich porach roku!
A czy na rowerze dam radę, ewentualnie jaki szlak polecasz do wejścia ,a jaki do zjazdu. Pozdrawiam Funduro