W skrócie: normalnie. Natomiast tych, których ta odpowiedź albo nie przekonuje, albo potrzebują więcej szczegółów, zapraszam do luźnego posta poradnikowego! To moja jedenasta zima na rowerze, jeździłam zarówno po mieście, jak i po górach, więc zakładam śmiało, że już coś o tym wiem.
Co?! Jazda na rowerze zimą?
A pewnie! Kiedy w 2011 roku wkręciłam się w kolarstwo do tego stopnia, że nie rozstawałam się z moimi ukochanymi rowerami w lesie i w mieście, zwyczajnie wraz z nadejściem jesieni nie przyszło mi do głowy, by odstawić rower. Wówczas był to mój podstawowy środek transportu po mieście i jeździłam nim dzielnie nawet w największe, sięgające tego roku aż do minus dwudziestu stopni mrozy. Taką siłę ma się tylko na początku zajawki 🙂
Wpis ten będzie dotyczył zarówno jazdy po mieście, jak i w terenie. Nie poruszę tematyki, w której nie mam doświadczenia, czyli pokonywania długich dystansów zimą, jazdy na szosie zimą czy rowerów przełajowych. To tematy dla zaawansowanych, którzy zwyczajnie wiedzą już wszystko, co zawrę w tym wpisie i nie potrzebują porad.
Zakładam, że jeśli to czytasz, to chcesz dopiero przekonać się do jazdy zimą lub lepiej do niej przygotować, nie mając jeszcze własnych patentów. A jeśli je masz, koniecznie podziel się z nami w komentarzu pod postem!
Na czym jeździć?
Jeśli myślisz, że potrzebujesz specjalistycznego roweru do jazdy zimą, to wybij to sobie z głowy. Zimą potrzebujesz roweru, którego nie będzie ci żal uszkodzić. Sól, błoto zwykłe i pośniegowe, piasek i wszelkie możliwe substancje do posypywania ulic, a nade wszystko mróz na zmianę z wilgocią to najwięksi wrogowie delikatnych rowerowych komponentów.
Bardziej doświadczeni kolarze, nawet jeśli posiadają po kilka maszyn, te najdroższe zdecydowanie chronią przez zimowymi warunkami. Najczęściej na najchłodniejszą porę roku mamy rowery „zimowe”, czyli starsze, bardziej wytrzymałe i mniej skomplikowane w budowie egzemplarze, które lepiej zniosą walkę z żywiołem. Do jazdy po mieście zresztą w ogóle polecam stare, proste rowery, bo ryzyko ich kradzieży i tak jest zbyt duże.
Zimą dobrze sprawdzają się proste rowery górskie lub trekkingowe. Przydają się szerokie opony z wyraźnym bieżnikiem, w miarę wyprostowana pozycja za kierownicą, błotniki, oczywiście niezawodne hamulce (lepiej tarczowe, a najlepiej tarczowe hydrauliczne). Konieczne jest zadbanie o oświetlenie i odblaski, bo zmrok zapada szybko. Im mniej bajerów w postaci amortyzatorów, sztyc regulowanych i elektroniki, która źle znosi zimno, tym lepiej.
Oczywiście istnieją rowery typu fatbike, o bardzo szerokich oponach (powyżej 4 cali, czyli ponad 10 cm), przeznaczone do jazdy w grząskim terenie, czyli piachu, błocie i właśnie śniegu. Jazda na takim potworze jest jednak specyficzna i nie każdemu będzie się podobać (mnie się nie podobała). Absolutnie nie ma potrzeby posiadania takiego roweru, a jeśli chcecie spróbować jazdy na fatbike’u, poszukajcie wypożyczalni tego typu rowerów – często organizują też wycieczki z przewodnikiem. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zajrzyjcie do wpisu Michała na 1Enduro.
Gdzie jeździć na rowerze zimą?
W skrócie: wszędzie, gdzie chcesz!
Jazda na rowerze zimą to szczególny rodzaj przyjemności, który daje połączenie skrzypiącego pod kołami śniegu oraz poczucie pewnej wyjątkowości, bo zazwyczaj ludzie nie wyobrażają sobie rowerów w zimie. W rzeczywistości nie ma w tym nic dziwnego, czego przykładem są chociażby kraje nordyckie, gdzie kulturowa rowerowa jest silna cały rok, bez względu na nawet najtrudniejsze warunki atmosferyczne.
Ponieważ jednak zima niesie ze sobą sporo utrudnień i ograniczeń, to warto rozważyć kilka kwestii. Na drogach panują trudne warunki, jest ślisko, a zmrok zapada szybko, więc kierowcom trudniej nas zauważyć. Zdecydowanie przyjemniej przenieść się wówczas do lasu, by zakosztować piękna zimowego pejzażu i uciec od ślizgających się po jezdni samochodów. Unikamy wówczas także soli, ochlapywania przez pojazdy, a upadek w śnieg w lesie nie stanowi aż takiego ryzyka, jak na jezdni.
Nie musicie specjalnie szukać parku krajobrazowego. Równie dobrze można zaplanować rundkę po parku, lokalnym lasku, podmiejskich polach. Pamiętaj, by nie planować długich tras, aby uniknąć wyziębienia – przekonasz się szybko, że dwie godzinki na mrozie są naprawdę wystarczające. Jeśli chcesz wyruszyć w góry, to wybierz szlak, który znasz z letnich przejazdów. Zima to na pewno nie jest dobry moment na zaczynanie nauki jazdy w prawdziwie górskim terenie.
Jazda na rowerze zimą po mieście zazwyczaj jest uwarunkowana celem Waszej podróży. Przygotujcie się, że ścieżki rowerowe mogą nie być utrzymywane tak jak drogi lub chodniki, więc bądźcie szczególnie ostrożni. Ubierając się, weźcie pod uwagę zimno, ale i fakt, że podczas jazdy rozgrzewacie się mocniej niż podczas marszu (o ubieraniu się więcej poniżej). Jeśli Wasza droga po pracy jest dłuższa niż 30-40 minut czy w ogóle macie problem po przybyciu na miejsce, by rozgrzać się przez dłuższy czas – nie ma się co oszukiwać, być może gra nie jest warta świeczki. Jeśli mieszkałam daleko od miejsca pracy, zimą przesiadałam się na komunikację miejską. Et voilà!
Dlaczego warto jeździć na rowerze zimą?
Skoro jest tyle zastrzeżeń i utrudnień, to czy w ogóle są jakieś zalety jazdy na rowerze zimą? Oczywiście, że tak!
Przede wszystkim każda zimowa aktywność na świeżym powietrzu, od spaceru, po sanki, narty i rower, świetnie stymuluje nasz układ odpornościowy i hartuje. Nasze ciało lubi ruch, wystarczy zapewnić mu odpowiednie ubranie i nie doprowadzić ani do przegrzania, ani do wyziębienia.
Po drugie, nasz mózg kocha zmiany i wybijanie go z rutyny. Jeśli dotychczas nie jeździliście po śniegu, to dostarczycie wszystkim Waszym zmysłom nowych wrażeń i popracujecie nad budowaniem nowych połączeń nerwowych. Ekscytacja nowością i konieczność wypracowania nowych odruchów czy patentów świetnie odświeża spojrzenie na kolarstwo.
Po trzecie, śnieg to doskonała okazja do ćwiczenia równowagi, koordynacji i techniki panowania nad rowerem. Niestabilne i śliskie podłoże pomoże poprawić balans, wyczucie roweru, manewrowanie rowerem. Można poćwiczyć bezpieczne hamowanie, częste awaryjne zsiadanie z roweru (w terenie ważne!) i ogólnie jazdę w niesprzyjających warunkach. Jeśli oswoicie się ze śliską nawierzchnią, to potem wszystko już będzie łatwiejsze!
Śnieg i lód mocno utrudniają jazdę, wystawiając Waszą cierpliwość i determinację na próbę, ale też uniemożliwiając bicie rekordów prędkości. Rower zimą to przede wszystkim zabawa, ale z wieloma elementami nauki!
Dla kogo, czyli komu to potrzebne?
W skrócie: dla każdego, kto tylko zechce!
Jeśli oczekiwaliście, że w tym akapicie będę dowodzić, że każdy musi jeździć zimą na rowerze, to absolutnie się mylicie. W ogóle nie trzeba tego robić. Co więcej, zawodnicy i osoby poważnie traktujące swoją rowerową formę w zimie przesiadają się na trenażery i wcale nie wychodzą na rower, chyba że na Maderze albo w hiszpańskim Calpe. Ogólnie z dala od śniegu!
Jeśli nie znosicie zimna, boicie się śliskich nawierzchni i ogólnie śnieg to nie jest Wasz klimat, nie ma żadnej konieczności jazdy zimą. Zima to dla kolarstwa czas budowania mięśni na siłowni, korzystania z zimowych dyscyplin sportowych (kolarstwo i narty bardzo się lubią!) i odpoczywania od roweru, by się zwyczajnie nie przejadł. Można spokojnie sobie odpuścić, jeśli nie czujecie, że to coś dla Was.
Sama zimą wychodzę na rower rzadko, tylko wtedy, jak jest po prostu ładnie. W zamian więcej czytam, wreszcie mam czas na jogę i mój ulubiony bodyART. Przede wszystkim daję sobie okazję do zatęsknienia za rowerem i nabrania apetytu na kolejny sezon.
Jeśli jednak macie ochotę spróbować, to czytajcie dalej!
Przygotowanie do jazdy – rower
O wyborze roweru pisałam się już wyżej: najlepiej sprawdzi się taki, którego nie będzie żal uszkodzić. Sama z trzech rowerów w teren zimą wybieram najtańszy i naprostszy: wiernego hardtaila. Sporo osób ma osobny „rower zimowy”, by nie narażać droższych modeli na szwank.
Jeśli chodzi o jazdę po mieście, zazwyczaj będzie to ten sam rower, którego używanie w innych porach roku. Warto go jednak odpowiednio przygotować:
- spuść nieco powietrza z opon – miękka opona trochę lepiej przyklei się do podłoża, nawet śliskiego, zwiększając bezpieczeństwo. Oczywiście uważaj, by nie przesadzić i w efekcie nie przyszczypać dętki obręczą, kiedy wsiądziesz na siodło;
- zaopatrz się w porządne oświetlenie – w zimie dzień jest krótki, więc częściej jeździmy po zmierzchu i robimy to przez dłuższy czas, zatem przy jeździe zimą warto zainwestować nieco więcej w mocniejsze lampki o dłużej działającej baterii, warto mieć też odblaski (cały rok);
- zaopatrz się w błotniki – nawet jeżeli latem ich nie używasz i z radością kąpiesz się w fontannach tryskających spod kół, zimą możesz je docenić. Nawet najtańszy model jest lepszy niż żaden;
- możesz nieco obniżyć siodełko – jeżeli nie zaszkodzi to Twoim kolanom (to ważne!), to możliwość łatwiejszego podparcia nogą w razie poślizgnięcia będzie przydatna. Napisałam „nieco”, a nie do samego dołu!
- zadbaj o smarowanie napędu – warto sprawdzić, czy smar, którego używasz, jest przeznaczony do mokrych lub zmiennych warunków. Podstawowy smar do łańcucha to niewielki wydatek, więc można posiadać dwie buteleczki – nikt tego nie sprawdza;
- po jeździe, zwłaszcza w mieście, gdzie stosowana jest sól drogowa, zadbaj o oczyszczenie roweru z błota/soli – sól to największy wróg rowerów oraz dobrej jakości skórzanego obuwia. Chyba, że tak jak ja, po mieście jeździsz niezniszczalnym, starym i bezwartościowym czołgiem przetrzymywanym permanentnie w rowerowni – tak, takiego i tak się nie myje.
To garść podstawowych porad na start. W przypadku bardziej zaawansowanego kolarstwa, w grę wchodzi nawet wymiana olejów w amortyzatorach na zimowe, jednak nie oszukujmy się – do okazjonalnego wyjazdu z kumplami na Turbacz w śniegu nikt tego nie robi. Jeśli się wkręcisz, poszukaj zaawansowanych metod dbania o rower zimą, a potem podziel się najlepszymi w komentarzu pod tym postem 🙂
Przygotowanie do jazdy – rowerzystka/rowerzysta
Jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne do jazdy zimą, to takie nie istnieje – chyba, że zamierzasz dopiero wystartować z kolarstwem akurat 22 grudnia. Natomiast warto przemyśleć, co założysz na swoje ciało, a co pozwoli przetrwać mu w nienaruszonym stanie aż do wiosny.
- Odzież: kompletując swoją garderobę sportową, używam tej samej odzieży w różnych dyscyplinach: trekking w górach, kolarstwo, joga, siłownia. Istnieją zimowe rowerowe spodnie z wkładką i kurtki szosowe zimowe, jednak nie ma potrzeby zaopatrywać się w nie, jeżeli dojeżdżasz do pracy lub pierwszy raz postanawiasz wybrać się pojeździć po śniegu. Sięgnij do swojej zimowej garderoby i na przykład sprawdź, czy buty górskie nadadzą się do pedałowania (moje Aku nadają się świetnie!), czy spodnie trekkingowe/softshellowe są odpowiednio obcisłe, by nie wkręcić się w napęd, czy grubsze rękawiczki zimowe, np. narciarskie, umożliwiają pewny chwyt kierownicy, a zwłaszcza sięgnięcie do klamek hamulcowych.
- Temperatura: nikt za Ciebie nie sprawdzi, jak reagujesz na chłód. Reakcja jest zawsze indywidualna i różna nawet między płciami. Przyjmij dwie podstawowe zasady: 1. Na rowerze zawsze rozgrzewasz się bardziej niż w marszu, więc na pewno musisz się ubrać lżej niż na spacer. 2. Zaplanuj ubiór na cebulkę, ale tym razem nie przesadzaj z warstwami – trzy, maksymalnie cztery, by nie krępować sobie ruchów. Na początek wypróbuj trzy warstwy: bielizna termiczna (wełniana lub sztuczna), na to bluza docieplająca, na to kurtka chroniąca od wiatru (nie musi być nieprzemakalna, chodzi o podmuchy chłodnego powietrza). Zabezpiecz szczególnie dłonie i stopy, bo marzną najszybciej – stopy właściwie tylko leżą na pedałach, więc marzną szybciej niż przy chodzeniu. Bielizna termiczna zimą to dobry wybór nawet przy dojazdach do pracy.
- Eksperymentuj: Wypróbuj różne kombinacje, jeżeli masz do wyboru różnego rodzaju odzież. Może po mieście lepiej sprawdzi się wełniany sweter niż sztuczna bluza, może uda Ci się wypróbować bieliznę termo zarówno poliestrową, jak i wełnianą. Jeśli nie masz ciepłych rękawic narciarskich, spróbuj, czy dasz radę jeździć w dwóch parach cieńszych rękawiczek – u mnie się to sprawdza (to samo ze skarpetkami). Może polubisz jazdę w czapce/chuście pod kaskiem, a może będzie Cię to złościć. Zadbaj przede wszystkim o Twoje indywidualne potrzeby, na przykład jeśli wiesz, że miewasz problemy z zatokami czy z pęcherzem, zabezpiecz te strefy szczególnie. Ubieranie na cebulkę pozwala dowolnie dokładać i odejmować warstw w czasie jazdy w różnych porach dnia czy warunkach – aktywnie korzystaj z tej opcji i reguluj temperaturę ciała. Zimą staramy się szczególnie unikać przemoczenia czy przepocenia odzieży.
- Co się sprawdza: długie spodnie softshellowe górskie/wspinaczkowe/trekkingowe (odpowiednio elastyczne, by utrzymać wygodnie siedzącą pozycję, czy choćby przełożyć nogę nad siodłem); softshelle, które lepiej oddychają niż hardshellowa (wodoodporna) kurtka; zawsze i wszędzie wełna merino – w bieliźnie oraz innych częściach stroju; rękawice narciarskie (dłonie marzną szczególnie); membrany wiatroodporne – nawet zwykła wiatrówka założona na ciepłą bluzę może się sprawdzić; buty górskie za kostkę, jeżeli czeka Cię podprowadzanie roweru w śniegu; różnego rodzaju chusty typu buff, które możesz założyć na szyję, na twarz, na głowę; ogólnie stroje elastyczne, nie krępujące ruchów, ale i niezbyt obszerne, by nie łapać wiatru.
- Co się nie sprawdza: typowe puchate spodnie narciarskie (poza tym, że zbyt ciepłe, to szersze nogawki mogą się wkręcić w napęd), bardzo ciepłe kurtki zimowe/narciarskie (zbyt ciepłe), za dużo warstw odzieży krępujące ruchy, odzież bawełniana (przemoczona wychładza), odzież ażurowa typu rękawice wełniane z luźnym splotem (wychłodzenie), buty górskie zimowe ze sztywną podeszwą pod raki lub bardzo usztywnioną kostką uniemożliwiającą pedałowanie, a także wszystko, co ogranicza nam pole widzenia (np. szaliki czy czapki). U mnie nie sprawdzają się też spodenki z wkładką przy dłuższych wyprawach w góry zimą, jeśli się spocę – mokra i zimna wkładka to koszmar. Nie używam jej, jeśli nie muszę. Paniom szczególnie zwracam na to uwagę ze względu na ryzyko przeziębień pęcherza wyższe niż u panów.
- Zabezpieczenie: KASK, KASK I JESZCZE RAZ KASK. Zimą o wiele łatwiej o wypadek. Dodatkowo, przy silnym i zimnym wietrze mogą sprawdzić się gogle (rowerowe/narciarskie) lub okulary przeciwsłoneczne – te drugie również ze względu na światło odbite od śniegu.
Inuici rozróżniają pół setki rodzajów śniegu – Ty też zaczniesz!
Od razu piszę, że Inuici wcale nie mają tyle określeń na śnieg, ale skoro już mam Twoją uwagę, to skupmy się konkretnie na kwestii śniegu. Wiem, że ostatnio zimy w naszym kraju nie obfitują w ten luksus – jeśli zima jest bezśnieżna, to odpada wiele opisanych w tym poście porad, bo jeździ się tak, jak chłodną jesienią.
Największą frajdą z jazdy na rowerze zimą jest jednak jazda po śniegu. Śnieg właściwie decyduje o tym, czy w ogóle pojedziesz. W przypadku jazdy po mieście, zazwyczaj bierzesz taki śnieg, jaki spadł i żyjesz dalej. Zresztą w mieście jest szansa, że drogi są lepiej utrzymane i jakoś sobie poradzisz, jeżeli musisz dojechać do pracy czy na uczelnię.
W przypadku jazdy w terenie sprawa się komplikuje, choć może nie tak bardzo. Wystarczy ograniczyć się do stwierdzenia, że musisz poczekać na takie warunki, by dało się pedałować. Unikaj świeżego puchu, kopnego śniegu i miejsc nieprzetartych przez turystów pieszych albo samochody. Najlepszy śnieg to dobrze zmrożony i dobrze ubity, więc ścieżki wydeptane przez pieszych i koleiny po oponach aut to Twoi sprzymierzeńcy! Unikaj też odwilży i roztopów, bo albo utkniesz w miękkiej śniegowej kaszy, albo natrafisz na połacie lodu, kiedy spływająca woda przymarzła na przykład nocą.
Podsumowując: czekaj spokojnie na sprzyjające warunki. Niech śnieg trochę osiądzie i stwardnieje. Wybieraj drogi czy szlaki uczęszczane przez turystów. W ogóle wybieraj szlaki uczęszczane przez turystów i nie planuj długi tras! Zima to zdecydowanie moment na krótkie wypady i to zdecydowanie NIE w odludne miejsca.
A zamiast roweru?
Ten ogromny wpis powstał po to, by przekazać, że na rowerze zimą można jeździć, ale wcale nie trzeba. To zaskakująca peunta tak obszernego wywodu, prawda? Nie bójmy się jednak powiedzieć sobie wprost, że odpoczynek od kolarstwa może przynieść całkiem sensowne skutki.
Jeśli jesteście zapalonymi narciarzami czy deskarzami, to zapewne nie muszę Was namawiać do zimowych aktywności innych niż rower. O ile nie macie planu treningowego szczegółowo rozpisanego pod pierwsze wiosenne zawody – a raczej nie do takich osób kieruję ten wpis – nie obawiajcie się zamknąć roweru w piwnicy na trzy-cztery miesiące. Nasze ciała uwielbiają odmianę i różnorodność aktywności fizycznej, a nasze mózgi jeszcze bardziej!
Warto wykorzystać zimę na to, na co w sezonie i przy kuszących, długich letnich dniach brak Wam czasu. Sama czytam książki, ale nie uważam, że to szczególnie atrakcyjne dla mas hobby. Większość osób, także ze względu na zanieczyszczenie powietrza w okresie zimowym, przenosi swoje aktywności do pomieszczeń i nie ma w tym absolutnie nic złego. Zwłaszcza, jeżeli weźmiemy pod uwagę ciemność i warunki drogowe zwiększające ryzyko wypadku.
Szczególnie warto pomyśleć też zimą wzbogaceniu treningu o to, czego brakuje nam latem – ćwiczenia siłowe oraz rozciąganie. Nie chodzi tu wcale o konkurs, kto podniesie więcej w martwym ciągu, lecz o podstawowy fakt, że rowerzyści często zaniedbują inne obszary treningu. Oprócz mocnych nóg w kolarstwie ważne są mocne plecy i brzuch stabilizujące kręgosłup (w kolarstwie górskim – również ramiona do kontroli roweru na zjazdach), a także praca nad rozluźnieniem mięśni i stawów, harmonizująca ich napięcie. Zima to doskonały czas na poprawę zakresów ruchu. Skorzystają na tym absolutnie wszyscy – nawet jeśli tylko dojeżdżasz rowerem do pracy. Ba, nawet jeśli w ogóle nie jeździsz na rowerze! Siła mięśni i mobilność stawów gwarantuje długoletnią sprawność i zmniejsza ryzyko kontuzji.
I jeśli w tym miejscu liczycie na wyznanie, że na siłownię również chodzę od 2011 roku, to… oczywiście, że tak nie jest 🙂 Powyższą wiedzę nabyłam w bolesny sposób za pomocą serii kontuzji oraz, niestety, trwałych deformacji ciała w wyniku zaniedbywania pewnych obszarów treningu (a także w dużej mierze z powodu siedzącego trybu pracy). Zresztą, nie musicie od razu szukać najbliższej, woniejącej z daleka osiedlowej siłowni: zorganizujcie sobie miejsce do ćwiczeń na macie w domu, chodźcie na jogę, pilates, stretching, pływanie, klasyczny aerobik. Znajdźcie dla siebie zajęcie aktywizujące inne grupy mięśni. Nie namawiam jedynie do zarzucenia ruchu w okresie zimowym całkowicie – absolutnie nie ma sensu zaczynać od zera na wiosnę.
Starałam się szczegółowo wylistować najważniejsze aspekty związane z jazdą na rowerze, a może nawet z tym, jak być kolarzem przez 365 dni w roku. Tak, jak w przypadku jazdy pociągiem z rowerem, ten wpis jest zapewne o wiele bardziej onieśmielający niż sama jazda zimą na rowerze – po prostu starałam się odpowiedzieć w jednym miejscu na możliwie największą liczbę potencjalnych pytań. Jeśli jednak wciąż je macie, śmiało piszcie w komentarzach! Albo dzielcie się swoimi zimowymi patentami na jazdę na rowerze 🙂
Zobacz też:
Mam 67 lat 50 przejeździłem na rowerze do pracy na zakupy wycieczki lato zima cały rok bez czytania takich porad opublikowanych początkiem wiosny
To post z 10 stycznia 🙂