Słowacki Raj to z pewnością jedno z najchętniej odwiedzanych przez Polaków miejsc na Słowacji. W związku z tym, w ciepłych miesiącach roku możecie się tu natknąć na naprawdę spore tłumy turystów. Nic dziwnego, bo Park Narodowy Słowacki Raj to unikatowa przyroda, dodatkowo wyposażona w atrakcyjne i podnoszące poziom adrenaliny pionowe drabinki, ażurowe mostki i łancuchy. W końcu wybrałam się tam i ja!
Park Narodowy Słowacki Raj
Słowacki Raj (słow. Slovenský raj) to krasowy płaskowyż naszpikowany dolinami, położony nieco na południe od Tatr. Przynależy do łańcucha Rudaw Słowackich w Karpatach Zachodnich, a razem z Płaskowyżem Murańskim tworzy rejon nazywany Krasem Spisko-Gemerskim. Wysokości skalnych grup nie przekraczają 1000 metrów, a od szczytów o wiele ważniejsze są niesamowite, dolomitowe i wapienne doliny kształtowane przez wodę. Klimatem przypomina nasze jurajskie Dolinki Krakowskie, tylko… tylko jakby większe i trudniejsze do przebycia.
W dolinach wyznaczono liczne, sztucznie ubezpieczone szlaki, wyposażone w drabinki, mostki i specjalne metalowe półeczki wbite w skałę, zwane stupačky (stupaczki). Poziom trudności nie jest ekstremalny, ale osobom z lękiem wysokości lub nieprzesadnie wysportowanym mogą sprawić problem.
Najsłynniejszą, a zarazem najtrudniejszą trasą jest szlak wyznaczony w dolinie Sucha Bela. Innym często odwiedzanym miejscem jest szlak wiodący wzdłuż przełomu rzeki Hornad. Turyści odwiedzają też często Tomášovský výhľad, czyli eksponowany taras skalny z pięknym widokiem na okolicę. Znajdziecie tu także nawet jedną ferratę: Malý i Veľký Kyseľ.
Informacje praktyczne – skrót
Słowacki Raj to park narodowy i jak w każdym tego typu miejscu, obowiązują tutaj szczególnie restrykcyjne przepisy dotyczące ochrony przyrody. Wstęp do parku jest płatny, choć poza sezonem w dzień powszedni i rano możecie nie zastać nikogo w kasie przy szlaku. Parking przy wejściu na szlak do Doliny Hornadu oraz Suchej Białej jest płatny cały rok, działa automatyczny szlaban – koszt 3 euro za cały dzień. Nieopodal znajdziecie kilka stoik gastronomicznych, czynnych też głównie w sezonie – spodziewam się, że podobnie jest w przypadku pozostałych miejsc startu szlaków.
Szczyt sezonu przypada oczywiście na późną wiosnę i lato – wówczas spodziewającie się tutaj tłumów. Niektóre szlaki, ze względu na poziom trudności, są jednokierunkowe, np. w Dolinie Suchej Białej (Suchá Belá). Wówczas kolejki do drabinek w trudnych miejscach stają się szczególnie uciążliwe. Z kolei w miejscach dwukierunkowych w szczycie sezonu trudno się wymijać. Park narodowy czynny jest przez cały rok, chociaż zimą przy oblodzeniach poziom trudności jest naprawdę duży. Jedynie via ferrata w wąwozie Kyseľ czynna jest czasowo: od 1 maja do 31 października.
W Internecie znajdziecie dużo więcej informacji i porad dotyczących wyjazdu do Słowackiego Raju. To z pewnością druga po Tatrach Wysokich najpopularniejsza destynacja podróży Polaków, wyprzedzająca nawet Małą Fatrę i Tatry Niżne. W związku z tym, nie zamierzam powielać tutaj wskazówek, które łatwo odszukacie na stronach o wiele bardziej doświadczonych podróżników, odwiedzających Słowacki Raj niejeden raz. Ja byłam tam po raz pierwszy, celowo wybierając okres poza szczytem sezonu turystycznego. Zapraszam zatem do zwiedzania Słowackiego Raju w listopadzie!
Słowacki Raj w listopadzie
Postanawiam pojawić się w Słowackim Raju 11 listopada, bo dla Słowaków to był normalny, powszedni dzień, a dla Polaków – sami wiecie. Nic dziwnego zatem, że na parkingu w Hrabušicach wszystkie auta miały polską rejestrację, ze znaczną przewagą województwa mazowieckiego. Biorę bilecik w parkomacie i ruszam na szlak. Stragany z jedzeniem są tego dnia zamknięte na głucho.
Na początek wybieram szlak przez Suchą Białą (Sucha Bela). To jednokierunkowa trasa przez dolinę, której dnem biegnie potok. Idziemy dosłownie jego biegiem, często przeskakując z kamienia na kamień lub brodząc w płytkiej wodzie. Przezornie założyłam dobrze zaimpregnowane buty zimowe z szerokiem otokiem wokół cholewki. Dzięki temu, wpadłszy kilkukrotnie prosto w wodę, udało mi się przejść przez dolinę z suchymi skarpetkami.
Sucha Biała (Suchá Belá)
Szlak częściowo wiedzie zwyczajnie dnem doliny, ale najważniejsze, to drabinki, mostki i stupaczki. Szybko natrafiamy na pierwsze ażurowe, drewniane mostki przerzucone przez strumień. Wbrew pozorom, sprawiały mi większą trudność niż później drabinki, bo nie ma się czego chwycić. Oczywiście w listopadzie to drewno jest zupełnie mokre, ale w innych porach roku może nie być wcale lepiej – wilgoć to naturalny stan doliny.
Nie mogę się doczekać najsłynniejszych, długich drabin przy wodospadach misowych. Woda spada z kilkunastu metrów do charakterystycznych, okrągłych wgłębień właśnie przypominających misy. Musimy wspiąć się na kolejne „piętra” tych wodospadów za pomocą drabin i łańcuchów. Chwilami jest naprawdę emocjonująco!
Szybko wyprzedzam licznych turystów i mogę cieszyć się doliną sama, ale poza listopadem nie liczcie na to za bardzo – w sezonie będziecie szli w długiej kolejce, korkującej się przy szczególnie trudnych miejscach.
Dolina wyprowadza nas coraz wyżej i wyżej, aż docieramy do skrzyżowania szlaków na szczycie płaskowyżu. Tutaj jest kilka ławek i miejsce do zaparkowania samochodów, ale jeżeli chcecie zobaczyć Suchą Białą, to musicie zaparkować w Hrabušicach lub zejść żółtym szlakiem na początek trasy w dolinie. Ja tymczasem ruszam ślicznym trawersem nad doliną w stronę przełomu rzeki Hornad.
Polana Klastorisko
Najpierw jednak odwiedzam jeszcze Klasztorzysko (słow. Kláštorisko), rozległą polanę na wysokości 744 m n.pm. Znajduje się tutaj jedyne na obszarze parku narodowego Słowacki Raj schronisko i miejsce noclegowe. W schronisku w sezonie działa restauracja, a przenocować można w domkach kempingowych ustawionych nieopodal. Czytałam jednak niezbyt pozytywne opinie o tym miejscu – 11 listopada i tak było zamknięte, a turyści rozsiedli się przy stolikach na zewnątrz z własnym prowiantem. Działał za to samoobsługowy automat z piwem!
Na polanie znajduje się jeszcze jedna atrakcja – ruiny klasztoru kartuzów, od którego całe miejsce wzięło swoją nazwę. Mnisi osiedli tutaj już w średniowieczu, lecz regularnie byli najeżdżani i grabieni, bo któż by się nie skusił okraść mnichów mieszkających samotnie w środku gór. Ruiny klasztoru można zwiedzać na własną rękę. Trasa zwiedzania wyposażona jest w liczne tablice (również w języku angielskim). Warto również zwrócić uwagę na wspaniały widok na Tatry od południa – mnisi mieli naprawdę piękną miejscówkę!
Przełom Hornadu
Ruszam teraz w dół kolejnej doliny, by dotrzeć do rzeki Hornad. Zejście jest dość strome, ubezpieczone łańcuchami, ale szalenie śliskie. Wapienna skała, mokre liście i jesienna wilgoć to zabójcze połączenie! Schodzę żółtym, a po sąsiedzku przebiega jednokierunkowy szlak zielony, którym można z dołu dotrzeć w górę do Klasztorzyska.
Niedługo docieram do wiszącego mostu spinającego oba brzegi Hornadu. Most chwieje się przy przejściu, co jest dodatkową atrakcją 🙂 Można nim przejść na drugi brzeg rzeki do kolejnych szlaków, ja jednak tylko robię zdjęcia i wracam – mój niebieski szlak wiedzie lewym brzegiem Hornadu.
Szlak przełomem Hornadu jest dwukierunkowy, czego doświadczam od razu na początku. Muszę się minąć z grupą turystów, nieomal ześlizgując się w dół po wilgotnej skale! Trzymam się stupaczków i jakoś ich przepuszczam. Później już będzie lepiej, bo wszyscy pójdą w tym samym kierunku co ja.
O ile trasa w Dolinie Suchej Białej była zachwycająca, a pora roku nie wpływa w znacznym stopniu na jej odbiór, to w przypadku doliny rzeki Hornad zdecydowanie pora roku ma znaczenie. Rzeka jest piękna, a trasa urozmaicona, jednak listopadowa pustka i szarość dość mocno dawała się we znaki. Trudno mi nawet oddać na zdjęciach urodę przełomu Hornadu!
Trasa wiedzie częściowo terenem, a miejscami znowu skałą i stupaczkami. Moim zdaniem jest łatwiejsza i mniej emocjonująca niż Sucha Biała, lecz dostałam na Instagramie wiadomości, że to się zmienia… kiedy poziom rzeki się podnosi, na przykład po opadach. Wówczas huczący w dole Hornad potrafi przestraszyć!
Szlak kończy się przy wąskim skalnym przesmyku. Stąd można kontynuować wędrówkę także zielonym i żółtym szlakiem, ja jednak trzymałam się niebieskiego, który zaprowadzi mnie do samochodu. Przeszłam mostem przez Hornad, wspięłam się jeszcze na skały wysoko nad rzeką, a potem pomaszerowałam łatwą trasą z poworotem na parking. Po drodze znajdziecie jeszcze ośrodek wypoczynkowy oraz karczmę – czynną tego dnia, więc można się było posilić. Ja jednak udałam się prosto do samochodu i ruszyłam na nocleg.
Tutaj link do mojej trasy na Stravie.
Co jeszcze zobaczyć?
Wybrałam się tylko na jednodniowy rekonesans, ale Słowacki Raj ma zdecydowanie więcej do zaoferowania i warto mu poświęcić więcej czasu. Oto lista miejsc, które sama jeszcze planuję tu kiedyś odwiedzieć:
- szlak przez Piecky i Kamienne Wrota – dostałam cynk od Was, że to tutaj znajduje się najbardziej przerażająca drabinka!
- Tomášovský výhľad – taras skalny w dalszej części przełomu Hornadu, oferujący piękny widok na okolicę i zawieszony na szatańskiej wysokości 666 m n.p.m.;
- Malý i Veľký Kysel – jedyna w tym parku narodowym via ferrata (istnieje możliwość wypożyczenia sprzętu na miejscu), czynna od maja do października;
- Velky Sokol – kolejna trasa przez dolinę, start w nieco innym miejscu w Hrabusicach;
- trasy rowerowe w Słowackim Raju – tak, są! Oczywiście przebiegają w łatwiejszych miejscach i nie zobaczycie najpiękniejszych dolin parku narodowego z poziomu siodełka, ale całkiem gęsta siatka szlaków rowerowych oplata park i jestem bardzo ich ciekawa.
Tymczasem następnego dnia wyruszyłam poznać zupełnie nowe dla mnie pasmo gór słowackich!
Zobacz też:
zacna pętla, piękne widoki i w ogóle teren świetny – wielu się zżyma na te klamry, drabiny i podesty – że to niby „ułatwienia’ – tymczasem nie o ułatwienia chodzi ale o to by tysiące nóg nie rozdeptało tego miejsca.
Bardzo słuszna uwaga! Zwłaszcza w przypadku mięciutkiej, delikatnej i kruchej skały wapiennej, tak podatnej na odkształcenia…