Odkąd mam gravela, od czasu do czasu wciąż muszę odbywać rozmowy na temat tego, czemu zamiast jednego gravela nie mam osobno roweru szosowego i hardtaila. Odpowiadam zazwyczaj bardzo cierpliwie, że łatwiej jest jechać na gravelu, niż wybierać się na asfaltową wycieczkę szosą z zapasowym rowerem MTB w plecaku i zmieniać je zależnie od nawierzchni, ale nie jestem pewna, czy rozmówcy są przekonani. Trasa tatrzańska, o której zaraz przeczytacie, być może pozwoli trochę uzasadnić potrzebę rowerów gravelowych.
Wycieczka jest wariacją na temat Szlaku Wokół Tatr, ale rozpisaną na jeden dzień ze startem i noclegiem w Zakopanem. Pogoda tego dnia była niepewna, z burzą kręcącą się wokół Hawrania, ale ostatecznie pozwoliła na eksplorację mniej więcej połowy pętli oplatającej tatrzańskie szczyty.
Wysiadam przed 9:00 na zakopiańskim dworcu z rowerem, a to dość późna godzina na start, zwłaszcza ze względu na spory ruch na słynnej Drodze Oskara Balzera. Przemierzałam ją setki razy samochodem i zakopiańskimi busikami, ale od dawna marzyło mi się, by te serpentyny pokonać rowerem. Marzenie jest piękne, ale realizacja może być uciążliwa w strumieniu pędzących aut, wyprzedzających mnie nie tylko na trzeciego, ale czwartego także. Jeśli macie taką możliwość, wcześniejszy start na pewno by się opłacił.
Na początek czeka Was zatem ładny, ale dość długi podjazd na Wierch Poroniec, gdzie prawdopodobnie już możecie się spodziewać pierwszych zatorów związanych z samochodziarzami próbującymi dostać się na parking na Łysej Polanie. Jechałam tam akurat 15 sierpnia, więc już całkiem w apogeum tłoczności – uważajcie na siebie aż do przejścia granicznego. Za Łysą Polaną w magiczny sposób tłumy znikną, a Wy już spokojnie może popedałować przez Tatrzańską Jaworzynę w stronę Zdziaru.
Choć przekroczyliśmy tylko granicę polsko-słowacką, możecie się poczuć bardzo światowo, bo wjeżdżamy właśnie na Drogę Wolności (Cesta Slobody) oznaczoną legendarnym numerem 66. Przed Zdziarem zatrzymajcie się przy ośrodku narciarskim Strednica (pol. Średnica, 1020 m n.p.m.), by podziwiać piękny widok na Tatry Bielskie. Dalej kierujecie się zjazdem w stronę Zdziaru i podejmujecie pierwszą z decyzji, na jaką możecie sobie pozwolić dzięki gravelowi: asfalt lub szuter. Zabawę możecie właściwie zacząć już przy Strednicy, bo tam właśnie można zjechać na szlak rowerowy, który również doprowadzi Was do Zdziaru, ale nie przetestowałam tej opcji i nie gwarantuję Wam przejezdności na cienkim kole. Natomiast w centrum Zdziaru możecie odbić w prawo na zielony szlak rowerowy wzdłuż potoku Biela, bądź tak jak ja – ten wariant zostawić sobie na powrót, a kontynuować przyjemny zjazd asfaltem aż do Tatrzańskiej Kotliny. Kiedy w trakcie asfaltowego zjazdu szutrowa ścieżka rowerowa pojawi się w końcu po Waszej prawej ręce, warto na nią wskoczyć, by odseparować się od ruchu samochodowego.
W Tatrzańskiej Kotlinie skręciłam w prawo przy parkingu na szlak rowerowy zwany Podtatrzańską Cyklomagistralą (znakowany czerwono). Pozwoli on ominąć dość sążnisty asfaltowy podjazd Drogą Wolności, ale bądźcie przygotowani na nieco zabawy, bo nawierzchnia jest raczej MTB niż szutrowa (cierpliwość i ostrożność wskazana). W nagrodę dostaniecie piękny tatrzański las oraz brawa od Słowaków (ja dostałam). Od szlaku odbija w pewnym momencie zielony rowerowy do Chaty Plesniviec, co jest kuszącą opcją, ale tutaj już gravel z sakwą pod siodłem mógłby się jednak okazać zbytnią ekstrawagancją. Wy kierujcie się zjazdem do Kieżmarskich Żłobów, gdzie wskoczycie na powrót na Drogę Wolności i asfaltem polećcie dalej, ku Tatrzańskiej Łomnicy, mijając po drodze jeszcze jedną możliwość wjechania w Tatry rowerem, mianowicie podjazd do Chaty Pri Zelenom Plese (zdecydowanie MTB, więc na gravelu miniecie go z lekkim żalem).
Dalej Droga Wolności przeprowadzi nas kolejno przez kilka miejscowości, które tak naprawdę są jednym wielkim miastem o nazwie Wysokie Tatry. Granicę tego miasta przekroczyłam w momencie wjazdu do Tatrzańskiej Kotliny, a poruszając się Drogą Wolności zaliczymy jeszcze Tatrzańską Łomnicę i Smokowiec (Górny, Dolny, Nowy i Stary), które razem z Podbańską, Wyżnymi Hagami i Szczybrskim Jeziorem składają się na to drugie pod względem wielkości miasto Słowacji. Wszystkie te miejsca łączy Cesta Slobody, przy której cały czas biegnie droga pieszo-rowerowa, pamiętająca lepsze czasy, ale wciąż użyteczna, a turyści gromadzą się na niej tylko w obrębie centrów miejscowości. Jedziemy nią aż do Tatrzańskiej Polanki za Smokowcem, by zmierzyć się z jednym z legendarnych podjazdów: pod Wielicki Staw (1663 m n.p.m.).
Czeka Was 7 km i 700 metrów przewyższenia zdobytego asfaltem, albo przynajmniej czymś, co kiedyś nim było. Śmiałkowie oczywiście ruszają na niego na oponach szosowych, ja jednak cieszyłam się, że mam gravela z gumą szeroką na 37 mm, a mijało mnie zdecydowanie więcej rowerów górskich na grubych kapciach. Zaczynając podjazd, jesteście równo w połowie wycieczki, więc oceńcie siły rozsądnie – albo uzupełnijcie je na górze Kofolą i gigantycznymi kluchami na parze (parené buchty). Podjazd widokowo zapiera dech w piersiach, zwłaszcza pod koniec, więc na pewno warto się z nim zmierzyć. Podjedziecie aż pod Hotel Górski „Śląski Dom”, który z pewnością urzeknie fanów brutalistycznej architektury rodem z poprzedniego ustroju, natomiast bufet jest odnowiony, a obsługa sympatyczna. To mógłby być odpowiednik podjazdu nad Morskie Oko, gdyby tylko podjazd nad Moko był dozwolony. Po słowackiej stronie możecie jeszcze zdobyć asfaltem Popradzki Staw (Popradske Pleso), co powinno być trochę łatwiejsze, niż nachylenie przy podjeździe na Wielicki.
Po zmierzeniu się z tym dziurawym asfaltem na zjeździe (nie radzę się rozpędzać!) powrót do
Zakopanego wypada tą samą trasą z małymi wariacjami. Pierwsza to trzymanie się Drogi Wolności w Kieżmarskich Żłobach (nie odbijamy do lasu) i po prostu zjeżdżamy prędko i bez wysiłku asfaltem aż do skrętu w lewo na Tatrzańską Kotlinę. Już przy skrzyżowaniu możemy wskoczyć na szeroką i wygodną ścieżkę rowerową, która w prawo biegnie w stronę Popradu. My natomiast wracamy w stronę Zdziaru. W drodze powrotnej od Kotliny czeka podjazd, dlatego postanowiłam już trzymać się szutrowego szlaku rowerowego (znaki czerwone i zielone), który pozwala na spokojnie mielenie korbą z dala od samochodów. Początkowo szuter biegnie wzdłuż drogi, by przed przekroczeniem potoku Biela odbić głębiej w las – ostatecznie doprowadzi Was do wspomnianego na samym początku rozjazdu w centrum Zdziaru, po drodze serwując jeszcze ładne widoki na wieś i Cestę Slobody biegnącą w dole. Możecie mieszać te dwa warianty: asfalt Drogi Wolności i szutrowo-leśne drogi szlaków pieszych dowolnie. Sama przyjmuję założenie, że zjazdy zwinnie przemykam asfaltem, a odcinki podjazdowe lepiej pokonywać spokojnie trasami oddzielonymi od samochodów.
W Zdziarze wróciłam już na asfalt, by zmierzyć się z ostatnim przed granicą mocnym asfaltowym
podjazdem. Jeszcze rzut oka na Hawrań i przez Tatrzańską Jaworzynę pomknęłam do przejścia
granicznego na Łysej Polanie. Z Wierch Porońca zjeżdżacie do Zakopanego lub gdziekolwiek na
Podhalu chcecie się jeszcze dostać. Przy pętli rozpoczynającej się na zakopiańskim dworcu PKP przemierzycie około 140 km (mój ślad urywa się na Toporowej Cyrli, gdzie nocowałam) i razem z podjazdem nad Wielicki Staw pokonacie nieco ponad 2500 metrów w górę. Trasę możecie dowolnie wydłużać i skracać, zatrzymując się w wybranej przez siebie części supermiasta Wysokie Tatry. Gravel jest rowerem w 100% zalecanym, jeśli chcecie przemierzyć tak jak ja odcinki szutrowe szlaków rowerowych – w opcji szosowej po prostu trzymajcie się Drogi Wolności i módlcie się na zjeździe z Wielickiego Stawu!
Link do śladu na Stravie – tutaj.
Zobacz też: